03-28-2022, 05:24 AM
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC2922919/
O, tu bardzo fajne badanie. Porównano skuteczność trzech różnych terapii:
- masaż leczniczy
- placebo masażu, gdzie obkładali pacjentów ciepłymi ręcznikami, by wywołać uczucie komfortu, do tego pracownicy utrzymywali przyjemną atmosferę i kontakt z pacjentem
- kompletne placebo, gdzie pacjenci po prostu kładli się na stole do masażu i słuchali swojej ulubionej muzyki, bez kontaktu z pracownikami
Poprawa była bardzo silna i trwała, utrzymywała się wiele miesięcy po zakończeniu badania, ale... była identyczna w każdej grupie.
Czyli to, o czym pisałem. Zadziałało wyjście z domu, zmuszenie się do interakcji, do jakiegoś działania. Wybicie pacjenta z neurotycznej rutyny, w którą wpadł, do tego połączenie przyjemnych bodźców z faktem wyjścia z domu i udania się do nowego dla siebie miejsca.
Czy tu w ogóle jest miejsce dla równowagi autonomicznego układu nerwowego i jego dwóch składowych, współczulnej i przywspółczulnej? Czy może po prostu można to wyjaśnić zwykłą indukcją behawioralną, połączeniem miłego bodźca z nowym miejscem, w którym pacjent się znalazł?
Może jednak ma to coś wspólnego z interakcjami społecznymi, może wymuszenie kontaktu z drugim człowiekiem ma największy efekt terapeutyczny, może tu jest miejsce dla przywspólczulnego, który faktycznie będzie się wtedy mocniej aktywował? W jednym z badań osoby śpiewające w chórach miały dużo niższy poziom stresu i lęku, ale też nie wiadomo, co było tu skutkiem, a co przyczyną.
Może osoby z nerwicami są otoczone osobami, które każdą interakcję sprowadzają do konfliktu, stymulując współczulny?
Kurcze no, za dużo pytań, za mało odpowiedzi.
O, tu bardzo fajne badanie. Porównano skuteczność trzech różnych terapii:
- masaż leczniczy
- placebo masażu, gdzie obkładali pacjentów ciepłymi ręcznikami, by wywołać uczucie komfortu, do tego pracownicy utrzymywali przyjemną atmosferę i kontakt z pacjentem
- kompletne placebo, gdzie pacjenci po prostu kładli się na stole do masażu i słuchali swojej ulubionej muzyki, bez kontaktu z pracownikami
Poprawa była bardzo silna i trwała, utrzymywała się wiele miesięcy po zakończeniu badania, ale... była identyczna w każdej grupie.
Czyli to, o czym pisałem. Zadziałało wyjście z domu, zmuszenie się do interakcji, do jakiegoś działania. Wybicie pacjenta z neurotycznej rutyny, w którą wpadł, do tego połączenie przyjemnych bodźców z faktem wyjścia z domu i udania się do nowego dla siebie miejsca.
Czy tu w ogóle jest miejsce dla równowagi autonomicznego układu nerwowego i jego dwóch składowych, współczulnej i przywspółczulnej? Czy może po prostu można to wyjaśnić zwykłą indukcją behawioralną, połączeniem miłego bodźca z nowym miejscem, w którym pacjent się znalazł?
Może jednak ma to coś wspólnego z interakcjami społecznymi, może wymuszenie kontaktu z drugim człowiekiem ma największy efekt terapeutyczny, może tu jest miejsce dla przywspólczulnego, który faktycznie będzie się wtedy mocniej aktywował? W jednym z badań osoby śpiewające w chórach miały dużo niższy poziom stresu i lęku, ale też nie wiadomo, co było tu skutkiem, a co przyczyną.
Może osoby z nerwicami są otoczone osobami, które każdą interakcję sprowadzają do konfliktu, stymulując współczulny?
Kurcze no, za dużo pytań, za mało odpowiedzi.