adhd to takie słowo wytrych na "nie wiemy, czemu tak się dziecko zachowuje", jeśli czegoś nie można wykryć testem laboratoryjnym, to jak dla mnie jest to pseudonauka.
Jakby zamiast tego powiedzieć "masz niedobór dopaminy", to od razu bardziej "naukowo" brzmi, tylko medycyna tak nie powie, bo przy diagnozie adhd można do końca życia wciskać człowiekowi narkotyki (dosłownie, "leczy" się to amfetaminą), zamiast skorygować mechanizmy wytwarzania. adhd to w praktyce właśnie niedobór dopaminy.
tylko to pewnie nic nie ma z obłączkami wspólnego, całe życie miałem objawy, a one znikły dopiero niedawno. O czym pisałem już nie raz, problem z tyrozyną jest taki, że ona z kolei blokuje tryptofan, co może prowadzić do objawów depresyjnych. I teraz nie wiem, czego mam za mało, czego za dużo. No w sumie dopaminy to raczej bez wątpliwości mam zbyt mało, ale co z serotoniną? Mam jej zbyt mało czy zbyt dużo?
Z włosami bardzo duża poprawa, ze snem bardzo duże pogorszenie. Wszystko zgrało się z początkiem zabaw z tyrozyną, niby mogły to być te wszystkie inne suple które zacząłem regularnie brać (np kurkumina), ale póki sobie o tyrozynie nie przypomniałem, włosy leciały i spałem dobrze. Może żelazo w końcu się uzupełniło i ono na włosy pomaga.
Nie wiem, co robić z tryptofanem, brać czy nie brać, nie wiem, czy tyrozyna nie obniża mi za mocno serotoniny (co by tłumaczyło bezsenność), ale z drugiej strony, poprawa może być właśnie przez to, że serotonina spadła do normalnego poziomu ze zbyt wysokiego. W badaniach gdzie leczyli suplami ADHD, stosowano jednocześnie aktywny metabolit tryptofanu i tyrozynę, jakby zastosowali tylko jedno z nich, to zamiast poprawy, byłoby pogorszenie.
Jest takie coś, że bada się geny i wysyła wyniki do jakiegoś tam centrum, gdzie wypisują potem wszystkie możliwe problemy, np "zbyt niska synteza serotoniny, bierz tryptofan", sporo ludzi sobie zdrowie w ten sposób uratowało. Może to jest sposób? Nie zbadam tego prywatnie w zwykłym laboratorium, bo tu chodzi o poziom w mózgu, a nie we krwi.
To wygląda trochę jakbym miał za mało i tego i tego. Jak brałem tryptofan, pamiętam była na początku poprawa, a potem pojawiały się objawy, które brałem za początki zespołu serotoninowego, ale teraz myślę, że to mógł być niedobór dopaminy. Najbardziej charakterystyczne były skurcze mięśnia w powiece, ale też bezsenność i nerwowość. Niemniej na początku poprawa była, co by mogło oznaczać, że serotoniny było w mózgu zbyt mało.
Już kiedyś o tym myślałem i nawet to próbowałem robić, rano brać tyrozynę, przed snem tryptofan. Albo brać oba naraz. No i skoro "od zawsze" mam objawy wskazujące na niedobory jednego z nich albo obu, to chyba nie ma to związku z obłączkami, ani z żadnym czynnikiem, na który można mieć wpływ, np nie wynika z niedoboru żelaza (bez żelaza organizm nie potrafi gospodarować dopaminą), tylko takie mam po prostu geny.
Tryptofan mi nic nie dawał, tzn. miałem pulsowanie w głowie, takie jakby "prądy" w nogach i napady nieuzasadnionej senności. Coś podobnego miałem w 2015 po tramalu, który też na serotoninę wpływa, zwłaszcza to pulsowanie w głowie.
O tych badaniach genów słyszałem, że niby można sobie wykryć potencjalne choroby. O ile o tym samym piszemy...
(10-29-2022, 12:51 AM)tomakin napisał(a): [ -> ]Może żelazo w końcu się uzupełniło i ono na włosy pomaga.
Nie za szybko na efekty?
Ja właśnie sprawdziłem ferrytynę wczoraj i po 4 miesiącach podniosła się z 21,6 do 53,4. Przez ostatni miesiąc już nie suplementowałem regularnie, no ale dwa opakowania żelaza przez ten czas zużyłem (2x120x18mg chelatu - 4,32 grama).
Z tego co widziałem w badaniach, to tak w miarę w normie, takiego tempa przyrostu można się przy suplementacji spodziewać - chociaż na pewno u niektórych organizm absorbuje lepiej i gorzej.
Nawet jednorazowa dawka może sporo dać, jeśli chodzi o włosy. Duże efekty są po podniesieniu ferrytyny do określonego poziomu, ale już po kilku dniach powinno trochę trafić tam, gdzie trzeba.
Te "prądy w nogach" to zapewne właśnie zespół niespokojnych nóg, tylko że chodzi tu o nasilenie, w mocnej wersji po prostu nie da się wytrzymać, jakby swędziało wewnątrz organizmu, nie idzie się podrapać ani nic. Wczoraj przed snem spróbowałem większej dawki tryptofanu i po godzinie musiałem zeżreć tyrozynę, bo atak zespołu był tak silny, że zaśnięcie było niemożliwe. Nawet wytrzymanie w łóżku było problemem. A jako że zespół to objaw niskiej dopaminy, mam z nią naprawdę duży problem, skoro po jednej dawce tryptofanu mam takie objawy.
Możliwe, że to kwestia żelaza, przy niskim poziomie ferrytyny dopamina nie jest syntetyzowana, więc dopiero końskie dawki tyrozyny jako tako wymuszają odpowiednią syntezę, tylko że wtedy z kolei zablokuje się produkcję serotoniny, bo tryptofan nie dotrze do mózgu (tyrozyna i tryptofan konkurują ze sobą, dlatego tryptofan powoduje spadek dopaminy, tyrozyna w ogóle nie dochodzi gdzie trzeba i nie ma syntezy dopaminy).
A może jestem w tej nielicznej grupie populacji, która wymaga dużych dawek tyrozyny w diecie, żeby mózg działał prawidłowo. Gdzieś badania wklejałem kilka miesięcy temu, gdzie jakaś mutacja w konkretnym genie sprawiała, że po większej dawce tyrozyny mózg lepiej działał, to dotyczyło chyba kilkunastu procent ludzi.
Kusisz mnie tą tyrozyną... drogie to? Wydaje mi się, że mogłem mieć zespół niespokojnych nóg w 2017, tylko jakimś cudem po wapniu mi to przeszło.
Aha i pamiętaj, że miałem te prądy tylko podczas długiego spaceru, tak 25 km~ + tryptofan, bez takiego spaceru chyba tego nie miałem.
coś koło 40 zł za 210 gramów, zgodnie z tym
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC4705437/
średnio zjada się 2,5 grama tyrozyny dziennie, czyli takie opakowanie powinno spokojnie starczyć na 3 miesiące podwojenia spożycia. Tylko to bardzo mocno opcjonalny suplement, działa wyłącznie u ściśle określonej grupy ludzi, badania na losowych grupach pacjentów nie wykazały żadnych praktycznie korzyści. No i raczej jest też tak, że jeśli tyrozyna jest potrzebna, to problem leży gdzie indziej, np w niskim żelazie, przez co nie jest odpowiednio wykorzystywana. Rozwiązanie to podniesienie żelaza, zamiast brania jej do końca życia.
Spróbowałem wyjść pobiegać. Spodziewałem się, że mi kondycja spadła, ale BEZ PRZESADY, czułem się jak emeryt, nie dałem radę kilometra... co ja mówię, kilkuset metrów przebiec takim tempem, jakie kiedyś trzymałem przez półmaraton. Muszę jednak ze dwa razy w tygodniu wyjść pobiegać, ruch ma bardzo duży wpływ na ogólne zdrowie, potrafi wyregulować układ hormonalny na przykład.
Jak przytyłeś 20 kg i chorowałeś ostatnio na covid czy co tam, to nic dziwnego, że nie dałeś rady.
No bez przesady, to były 2 dni gorączki i kataru. I 10 kg temu też biegałem całkiem OK. To zmiany metaboliczne, a nie po prostu parę kg więcej do dźwigania.
Gdzieś badanie znalazłem, całkiem zachęcające
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC2792566/
każdy km dziennie obniża ryzyko udaru o 11%, do tego stopnia, że osoby biegające ponad 8 kilometrów każdego dnia miały ponad 3 razy, prawie 4 razy niższe ryzyko w porównaniu do nie biegających. Ryzyko zmniejszało się liniowo, im więcej kilometrów, tym niższe, więc raczej nie ma mowy o przypadku, chociaż oczywiście jest opcja, że po prostu osoby zdrowsze miały więcej siły na bieganie.