Przekopywałem stare posty, znalazłem takie z 2007 roku. Wtedy brałem duże dawki różnych witamin i odczułem mega silną poprawę stanu zdrowia. Ale tak kurcze myślę, kiedy się zaczęło? Kiedy pojawiła się agorafobia? Jakoś 2005 pewnie. A może później? Czy ataki miałem przed zabawami z dużymi dawkami różnych supli, czy po? A najbardziej by mnie interesowało, kiedy wziąłem pierwszy raz większe dawki jodu. Cały czas mam gdzieś z tyłu głowy. że mogłem nim coś namieszać. Nie pamiętam, jaka dokładnie była chronologia, wiem że były 3 "zdarzenia", odczucie ogólnego znacznie słabszego zdrowia, agorafobia z atakami paniki, terapia megadawkami witamin i minerałów. Nie jestem pewien, czy jod był razem z witaminami czy oddzielnie. Wrzuciłem na
https://vegie.pl jakby ktoś chciał poczytać, straszne głupoty wtedy pisałem, a czasem całkiem mądre rzeczy. Ale głównie głupoty.
Pamiętam jakoś w tamtym okresie brałem B12 i właśnie duże dawki żelaza, żeby witaminę przyswoić. Do tego dochodził cynk. Skończyło się na tym, że sobie wypłukałem miedź, a przynajmniej to sugerowały wyniki krwi. Liczyłem, że obłączki mi odrosną, a one malały. Dziś pierwszy raz wziąłem 100 mg, zobaczymy, czy nie pojawi się to, co miałem wtedy, czyli bóle w okolicy wątroby. Cholera jedna wie, od czego, bo ogólnie wątroba nie jest unerwiona.
Efektów supli na ukrwienie raczej nie widać, chociaż ostatnio dużo więcej rzeczy ogarniam z takich, do których muszę się zmobilizować, a nie dlatego, że są obowiązkiem i już. Zaległości życiowe nadrabiam. Ani w obłączkach nie widać zmiany (no... coś na lewej dłoni, ale to raczej cofnięta skórka która więcej odsłania), ani w ukrwieniu dłoni, w tej strukturze białych plam, ani za bardzo w kolorze paznokci. chociaż tu też ciągle mam wrażenie, że jest lepiej. Długofalowo powinno być coś widać w podłużnych prążkach, które według niektórych naukowców wynikają ze zmian w mikroskopijnych naczynkach.
Ze snem dalej kiepsko, wczoraj trochę magnezu zjadłem i dosłownie telepało mnie, jak przy silnym podnieceniu czy strachu. Ile to już czasu nie przespałem nocy od początku do końca? Pierwsze wzmianki o pojawieniu się problemów są jakoś pod koniec czerwca. Czyli grubo ponad miesiąc. Śpię i w sumie wychodzi sporo godzin, ale zawsze na kilka rat, czyli tego głębokiego, regeneracyjnego snu nie ma tyle, ile powinno być.
Ciągle chyba nie mogę wejść w fazę "odpoczywaj", ciągle jestem w "uciekaj lub walcz". Ciśnienie ciągle takie samo, tętno ciągle za wysokie, co może mieć związek z tym "fight or flight". Jak pisałem, to może blokować działanie supli, mających zregenerować naczynka, organizm nie daje sygnału do wzrostu, jeśli jest w stanie gotowości do walki. Kolejna rzecz to miedź, zarówno żelazo, jak i cynk którego brałem dość dużo obniżają jej poziom, a czort wie, jaki miałem bazowy, podejrzewałem, że to mogło być przyczyną bezsenności. Co jest tutaj istotne, miedź jest na tyle silnie zaangażowana w budowę naczynek, że opatentowano preparaty obniżające jej poziom, jako potencjalny lek w walce z nowotworami. Zbijamy poziom miedzi, nowotwór przestaje rosnąć, bo organizm nie buduje nowych naczynek krwionośnych, mających go odżywiać. Muszę o niej pamiętać, szczególnie teraz, gdy pompuję takie dawki żelaza. O miedzi i o B12.
A, miłorząb się skończył. Czyli zostały diosmina, venoruton i czosnek, te rzeczy staram się brać z żelazną konsekwencją, reszta czyli te wszystkie chondroityny, wapnie, potasy czy bakopy bardziej na zasadzie "jak w oko wpadnie".