Eh, przejrzę to jeszcze raz...
https://zdrowiej.vegie.pl/showthread.php...6&pid=2260
https://zdrowiej.vegie.pl/showthread.php...6&pid=3882
to jak z tym chodzeniem do lodówki i otwieraniem jej po kilkanaście, kilkadziesiąt razy licząc na to, że nagle coś tam się zmaterializuje.
No nie, tam NIC nie ma, czego nie robiłem po kilka razy potem. Zerknę jeszcze raz do archiwum.
Hmm, 21 maja wyraźnie napisałem, że zaczynam brać duże dawki czosnku, z naciskiem na duże.
Cytat z 26 maja:
"dziś, bez karnityny - 9'36''
2 dni temu, z dużą dawką karnityny - 8'50''
życiówka, po końskiej dawce karnityny i na superkompensacji po sile biegowej - 8'35''
wyniki na początku zeszłego roku - 10'30''"
Czyli brałem też karnitynę
Cytat z 30 maja:
"Czasy na odcinku testowym z czwartku - soboty - dziś odpowiednio 9'36'', 9'10'', 8'55'' - bez karnityny, chciałem sprawdzić jak organizm zareaguje na wysokie dawki białka (zacząłem je ćpać po czwartkowym treningu). Takie zmiany można tłumaczyć rozbieganiem po przerwie, ale jak zejdzie jeszcze niżej to sobie na suficie zapiszę "jedz białko"."
Pełen cytat z 6 czerwca:
"No, w końcu, wszystko wskazuje na to, że po 2 latach szarpania się i podążania fałszywymi tropami, w kooońcu trafiłem na tajemnicę kijowych wyników. Już rano, jak szedłem się opalać zwróciłem uwagę na to, że plamy na dłoniach, w miejscach gdzie tkanka dusi się z braku tlenu, wyglądają inaczej. Tak jakby też zaczynały się pojawiać na paznokciach lunule - oznaka natlenienia tego miejsca ciała. No ale takie zmiany już dziesiątki razy widziałem i dziesiątki razy sobie robiłem nadzieję. Wieczorem przebrałem się w strój, pulsometr, wybiegłem zrobić testowy odcinek. Biegnę, biegnę, dziwna sprawa, pulsometr nie piszczy, zepsuł się czy co? Patrzę... no działa, ale tętno coś z 10 uderzeń niższe. Co jest... przyspieszyłem, dopiero poczułem że w ogóle wykonuję jakiś wysiłek. Tętno dobiło do wartości na której biegam test, ale coś dziwnie szybko zasuwam. Przeleciałem, patrzę na stoper, oczom nie wierzę. Tempo biegu wyszło 5'12'' na km w 1 zakresie. Kilka dni temu oscylowało pomiędzy 5'30 a 6'00''. nigdy w życiu nie biegłem tak szybko na czystym tlenie. Zero zmęczenia, nogi niosą same. Co najlepsze, bez karnityny, z nią byłoby jeszcze szybciej.
Pozostaje modlić się do Satana, żeby nie było jak z karnityną - też wydawało mi się, że jej niedobór był przyczyną problemów (po jej zażyciu przyspieszałem tlenowo niemal tak ostro, jak teraz), a tak naprawdę jej duże dawki jedynie maskowały prawdziwy powód problemów.
Nie wiem, co pomogło - megadawki witamin C i E? cholina? Duże dawki kwasu foliowego? Żeń-szeń? Wysokie dawki białka? Cokolwiek to było, trzymam się ich twardo."
28 czerwca
"Aha, bardzo, bardzo wyraźnie pojawiła się na jednym paznokciu lunula - znak, że wraca tam krążenie i tkanka zaczęła normalnie oddychać. Znikły mi wszystkie jakoś ze 2 lata temu, z wyjątkiem kciuków. Jak się pojawią na 6, będę mógł sobie pogratulować. Kurcze, bardziej się z tej jednej głupiej milimetrowej lunuli cieszę, niż gdybym wygrał jakiś bieg. A już zwłaszcza że jej pojawienie połączyło się ze skokiem formy. Oznacza to, że w końcu robię coś tak, jak powinienem i przynosi to efekty."
8 lipca
"O Szatanie, jak dobrze, jak dobrze! Przez ponad rok, odkąd domyśliłem się że coś jest z moim organizmem nie tak, czekałem aż zacznie mi się zgrywać 1 zakres i 3, aż moje zdolności tlenowe zaczną być proporcjonalne do beztlenowych. Z tych ostatnich paratreningów typu "30 minut truchtu i 2 minuty przyspieszeń" dziś znowu pobiłem rekord szybkości na moim odcinku do sprawdzania formy "klatka schodowa - skrzyżowanie", z dotychczasowego 8'20'' na 8'00'' , przy stałym tętnie. To jest już prawie - prawie takie, jakie powinno być wg kalkulatora. Eh, gdyby nie ta kontuzja..."
10 lipca
"Ale za to jaki to był 1 zakres - 5'04'' na km, najszybszy w moim dotychczasowym bieganiu. Jakoś miesiąc czy dwa temu na tym samym tętnie i podobnym subiektywnym odczuciu zmęczenia biegłem to w okolicy 6 minut na km. Kosmos co się dzieje z tym organizmem, czuję się jakbym złapał przejeżdżający pociąg i biegł razem z nim."
kurcze, nie zapisywałem wtedy, co jem, ale 1 lipca na pewno jadłem odżywkę białkową, bo zapisałem dietę z tego dnia
"2 zupki chińskie (raz na miesiąc tak mnie nachodzi, że nie mogę sobie tego syfu odmówić), odżywka białkowa, 4 jajka, 4 banany, paczka orzeszków przyziemnych, paczka oliwek z papryką, karton mleka sojowego, dużo soków owocowych, razem 3600 kcal. Nie wygląda to najzdrowiej, heh. Spróbuję przez jakiś czas trzymać się diety 3500-4000 kcal z dużą ilością białka."
18 lipca
"Drugi trening, przyzwyczaiłem się już do tego, że ostatnio niemal co trening to nowy rekord szybkości w stosunku do tętna. Dziś odcinek testowy "klatka - skrzyżowanie" w 7'55'' na tętnie 80%. Jeszcze parę miesięcy temu było tam 9'50''.... Ciąg dalszy treningu - wzbieganie pod górkę, powrót. 45 minut."
---
Na pewno nie miałem wtedy karnityny w suplach, nie przez ten cały czas.
Na pewno nie brałem czosnku, bo przekonałem się, że nie mam nadciśnienia (które chciałem nim zwalczyć), tylko niesprawny aparat do jego mierzenia
Na pewno nie brałem żeń-szenia, bo nie ma go w transakcjach
Raczej nie brałem choliny
Z tego co widzę, cały czas brałem odżywkę białkową, oraz
24 czerwca
"Odnoszę wrażenie, że najwięcej chyba przy zaleczaniu kontuzji dał cynk, którego wrzuciłem w siebie gigantyczne dawki - pamiętam, że w dawnej medycynie dawali duże dawki cynku żeby znacznie przyspieszyć gojenie ran. I faktycznie coś, co mi się bliźniło na nadgarstku przez miesiąc (wielka, czerwona szrama po głębokim zadrapaniu i zainfekowaniu rany) praktycznie znikło w ciągu 2 dni."
Jeśli zauważyłem, że pomaga, mogłem go brać więcej i dłużej...
Gdzieś tam po drodze zacząłem brać duże dawki żelaza, co mnie wykończyło, to + cynk + wcześniej duże dawki witaminy C, to mi zabrało miedź z organizmu. Całe lata potem wygrzebałem wyniki krwi z tego okresu i jak ulał pasowały do niedoboru miedzi. I tak zakończyła się ta poprawa, z braku wiedzy zrobiłem sobie krzywdę.
17 sierpnia - jest gorzej, sprawdzam co mi przyniosło poprawę
"Zgodnie z żelazną zasadą logiki - sprawdzamy, co mi tak ładnie obniżyło tętno. Mając wypisane rzeczy które robiłem przez ostatni miesiąc, nie będzie większych problemów. Pierwszy podejrzany, witamina A - i tylko ona, żeby potem nie musieć się zastanawiać która z 4 rzeczy zadziałała. Dawkowanie - 12 000 IU do 24 000 IU dziennie (takie mam tabletki). Niestety, nie pamiętam kiedy wypiłem resztkę witaminy A stojącej w szafie, ale jakoś całkiem niedawno - i całkiem się zgrało z poprawą wyników. Dziwne by było, gdyby taki amator marchewki jak ja miał coś z witaminą A, no ale są schorzenia w których organizm po prostu nie potrafi przyswajać bądź przetwarzać tej witaminy odpowiednio efektywnie. Wtedy pozostają suplementy w dużych dawkach. Zarówno schorzenia tarczycy, jak i wątroby do takowych należą."
Czyli mamy długotrwałą poprawę, trwającą jakoś od początku czerwca do końca lipca. Mamy też jeden suplement, który przez ten cały czas na pewno brałem, odżywkę białkową.
Czy jest w ogóle możliwe, żebym przez tyle lat miał za mało białka, żebym ani razu nie uzupełnił go odżywkami, które potem wielokrotnie kupowałem? Bałem to cholerne białko i obserwowałem wyniki w stosunku do tętna. A może szło o to, że miałem wysycony organizm antyoksydantami, przez co białko miało szansę być wykorzystane?
No tak czy tak jednak opłacało się wrócić do zapisów, odnoszę wrażenie, że archive.org dorzuciło kilka rzeczy, bo wcześniej chyba nie było wpisów zaraz po czerwcu. Teraz przynajmniej wiem, że to było długotrwałe i poprawa była w dalszym ciągu po tym, jak przestałem na przykład brać żeńszeń, albo cholinę. Albo czosnek.