02-25-2023, 09:25 PM
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 02-25-2023, 09:27 PM przez neko1witek.)
Moja partnerka ma tachykardię nadkomorową od 30 lat. Trochę przesrane, bo atak mogą nastąpić w każdej chwili.
Na szczęście nie jest to częste, czasem raz na rok, czasem rzadziej, czasem częściej. W większości przypadków udaje się zatrzymać poprzez podniesienie nóg, ale czasem musimy wzywać karetkę i w szpitalu jej podają zastrzyk, który jakby resetuje serce.
Proponowali jej ablację, ale naczytaliśmy się o tym różnych opinii i póki co odkładamy zabieg.
Niestety od jakiegoś czasu, a ostatnio coraz częściej ma podwyższone bicie serca. Normalnie spoczynkowe ma ok 60/s, a gdy chodzi, czy coś robi powiedzmy 80/s.
Od jakiegoś tygodnia serce jej wali bez powodu około 70-80/s a przy najmniejszym wysiłku dochodzi do 120-130, nawet gdy siedzi, albo wejdzie po schodach.
Ma też wtedy problemy z oddychaniem.
Nie jest to jednak jakby stałe, po prostu takie momenty w ciągu dnia, które są coraz częstsze.
2 dni temu wezwaliśmy karetkę ponieważ stan wydawał się dosyć poważny.
Przebadali ja wzdłuż i wszerz i stwierdzili, że nic jej nie ma.
Zastanawiam się na ile to może być po prostu stres. Jest w trudnej sytuacji, siostra praktycznie umiera ze względu na wątrobę (po szczepionce jej wątroba praktycznie nie istnieje). Ojciec podejrzewany jest o guza mózgu. Kobieta po prostu ma dużo na głowie plus sytuacja finansowa nie najlepsza.
Pytanie... czy stres może powodować takie jazdy?
Staram się ją faszerować CBD i aszwaragandą, ale nie wiem, czy idę dobrym tropem.
Poza tym okazało się w szpitalu, że ma podniesioną bilirubinę ok. 30.
Powiedzieli, że od kilku lat i byli zdziwieni, że nikt nam o tym nie powiedział.
Partnerka twierdzi, że już w 2016 roku na badaniach wyszła jej 38-40, ale uznała, że to przejściowe.
Wkurza fakt, że kobieta odżywia się zdrowo, nie pije w ogóle alkoholu, kawy, nawet herbaty. Nie je mięsa, naprawdę odżywiamy się zdrowo (organiczne produkty) i suplementujemy dobrymi gatunkowo witaminkami i minerałami...
W sumie sam nie wiem jakiej odpowiedzi oczekuję... :-)
Na szczęście nie jest to częste, czasem raz na rok, czasem rzadziej, czasem częściej. W większości przypadków udaje się zatrzymać poprzez podniesienie nóg, ale czasem musimy wzywać karetkę i w szpitalu jej podają zastrzyk, który jakby resetuje serce.
Proponowali jej ablację, ale naczytaliśmy się o tym różnych opinii i póki co odkładamy zabieg.
Niestety od jakiegoś czasu, a ostatnio coraz częściej ma podwyższone bicie serca. Normalnie spoczynkowe ma ok 60/s, a gdy chodzi, czy coś robi powiedzmy 80/s.
Od jakiegoś tygodnia serce jej wali bez powodu około 70-80/s a przy najmniejszym wysiłku dochodzi do 120-130, nawet gdy siedzi, albo wejdzie po schodach.
Ma też wtedy problemy z oddychaniem.
Nie jest to jednak jakby stałe, po prostu takie momenty w ciągu dnia, które są coraz częstsze.
2 dni temu wezwaliśmy karetkę ponieważ stan wydawał się dosyć poważny.
Przebadali ja wzdłuż i wszerz i stwierdzili, że nic jej nie ma.
Zastanawiam się na ile to może być po prostu stres. Jest w trudnej sytuacji, siostra praktycznie umiera ze względu na wątrobę (po szczepionce jej wątroba praktycznie nie istnieje). Ojciec podejrzewany jest o guza mózgu. Kobieta po prostu ma dużo na głowie plus sytuacja finansowa nie najlepsza.
Pytanie... czy stres może powodować takie jazdy?
Staram się ją faszerować CBD i aszwaragandą, ale nie wiem, czy idę dobrym tropem.
Poza tym okazało się w szpitalu, że ma podniesioną bilirubinę ok. 30.
Powiedzieli, że od kilku lat i byli zdziwieni, że nikt nam o tym nie powiedział.
Partnerka twierdzi, że już w 2016 roku na badaniach wyszła jej 38-40, ale uznała, że to przejściowe.
Wkurza fakt, że kobieta odżywia się zdrowo, nie pije w ogóle alkoholu, kawy, nawet herbaty. Nie je mięsa, naprawdę odżywiamy się zdrowo (organiczne produkty) i suplementujemy dobrymi gatunkowo witaminkami i minerałami...
W sumie sam nie wiem jakiej odpowiedzi oczekuję... :-)