This forum uses cookies
This forum makes use of cookies to store your login information if you are registered, and your last visit if you are not. Cookies are small text documents stored on your computer; the cookies set by this forum can only be used on this website and pose no security risk. Cookies on this forum also track the specific topics you have read and when you last read them. Please confirm whether you accept or reject these cookies being set.

A cookie will be stored in your browser regardless of choice to prevent you being asked this question again. You will be able to change your cookie settings at any time using the link in the footer.

Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Skrajna nieporadność życiowa i fobia społeczna - co robić?
#21
No i elegancko!

Największe znaczenie mają rzeczy, które wejdą w nawyk. Takie nie zużywają "zasobów", fryzjer to coś, co się robi raz na jakiś czas i ciężko tu o nawyki, ale na pewno wymyślisz coś, co można robić codziennie.
Odpowiedz
#22
(03-10-2023, 12:01 PM)Temper napisał(a): Niewielki, ale ważny krok zrobiony. Wczoraj pierwszy raz w życiu poszedłem do fryzjera. Zawsze obcinała mnie matka, a jak byłem zagranicą, to sam ciąłem krótko maszynką. Umówienie przez internet, bo chyba bym nie miał jeszcze odwagi zadzwonić. Skłamałem, że idę do kumpla posiedzieć w jego warsztacie, żeby nie dać się przekonać wcześniej, że to bez sensu.

Stałem chyba z 10 minut przed wejściem schowany za rogiem, żeby wreszcie się przełamać, przygotowałem sobie, co mam mniej więcej mówić. Poszło zaskakująco gładko i chyba pierwszy raz wyglądam nieco inaczej, niż standardowo.

Reakcja matki spodziewana: bez krzyku, ale z wypominaniem, że po co tracę pieniądze, przecież ona by mnie ostrzygła. Wypytywała, ile mnie to kosztowało, ale udało mi się zmienić temat. Co jakiś czas do niego wraca mówiąc, że nie wyglądam tak dobrze, jak po jej cięciu, że trochę za krótko na bokach, że trochę nierówno. Powiedziałem, że doceniam jej troskę o moje finanse, ale nic się nie stanie, jak czasem coś na siebie wydam.

Niby nic, ale już coś, co zrobiłem pierwszy raz w życiu.

No i super. Gratulacje.
Posłuchaj też Tomakina co do sportów, jakiś sztuk walk, może masz w pobliżu jakieś karate, czy coś w tym stylu.
Większość problemów bierze się ze złej samooceny, często powodowanej otyłością. Jakieś tam karate da Ci poczucie wartości, bycia w grupie, pogadania z ludźmi o dupie marynie itd. A na dodatek schudniesz i nabierzesz pewności siebie. Nauczysz się mówić - NIE - szybciej niż Ci się wydaje.

Ja miałem ojca alkoholika, który tłamsił całą rodzinę - więc zapisałem się na karate w wieku 13 lat i szybko mu dowaliłem. Już po kilku miesiącach mu się postawiłem, mało mnie nie zabił, ale poczuł, że coś jest nie tak. Potem szło lepiej aż w końcu to ja w domu rządziłem. Co prawda próbował mnie w międzyczasie wiele razy zabić, ale miałem na to wylane, bo czułem się pewny siebie.
Stałem się otwarty, bardzo łatwo nawiązywałem znajomości i zero problemów z dziewczynami.
Do dzisiaj trenuję mimo, że to było 40 lat temu.
To naprawdę świetne lekarstwo na wiele rzeczy. Nie muszą być to sztuki walk, ale jakiś sport, który da Ci w dupę, który nauczy Cię charakteru.
Odpowiedz
#23
O, rygor karate jest świetny jeśli chodzi o charakter, tysiąc razy sobie powiesz, że nie dasz rady i za każdym razem trener udowodni Ci, że jednak dasz. To potrafi całkowicie przestawić te "ścieżki" w mózgu, którymi oceniamy, czy coś jest dla nas osiągalne, czy nie. Do tego walka uczy jakiegoś kontaktu z drugim człowiekiem, oswaja agresję, to dzikie zwierzę, które każdy ma w środku.

Oczywiście może też wypaczyć, jak każde narzędzie, źle użyte przyniesie opłakane skutki. Ale widać z wpisów, że masz dobrze wyrobioną zdolność oceny samego siebie i w ogóle wysoką inteligencję, więc raczej nie grozi Ci taki scenariusz.
Odpowiedz
#24
Tylko własnie sobie uświadomiłem, że jak ktoś nie potrafi się telefonicznie umówić na fryzjera, to zapisanie się na jakieś karate czy coś będzie nie do przeskoczenia.

No nic, do takich rzeczy też się dojdzie, powoli, krok po kroku.
Odpowiedz
#25
Macie rację ze sztukami walki. Karate, może boks. Jest w pobliżu szkoła napieprzania się po mordach w różny sposób. Dodam ty tylko jedno "ale", które - mam nadzieję - nie jest szukaniem wymówki: wolałbym najpierw faktycznie spróbować się wyprowadzić i potem spróbować w innym miejscu. I po dzisiejszym moim działaniu będzie ku temu niedługo dobra okazja, ale też nie będę teraz spamował cały czas o sobie na forum i napiszę później.

Tak samo siłownia ze dwa razy w tygodniu. Wiem, że mógłbym kupić hantle 20kg i ćwiczyć w domu, ale efekt społeczny i konieczność wyjścia z domu może być równie ważny, jak ten siłowy. Nigdy nie byłem na siłowni. Wiem, że to nie jest czarna magia, wiem, że w zasadzie każdy zestaw treningowy będzie dobry i nie chcę płacić krocie za trenera personalnego. Skorzystałbym z oferty trenera jedynie 2-3 razy. Nie umiem obsługiwać sprzętów, więc potrzebowałbym na początek kogoś, kto by mnie oprowadził, pokazał, co i jak, przypilnował przy robieniu ćwiczeń. Potem mogę sam się nagrywać i oglądać, co robię źle.

Mam 195 cm wzrostu i z natury jestem patyczak bez mięśni, a tłuszczem obrastam tylko na brzuchu. Moja waga waha się między 70 a 90 kg, w zależności od tego, czy akurat się odchudzam chemią i rowerkiem. Od częstej zmiany wagi mam brzuch jak po ciąży, czyli kalafiory plus trochę wisząca skóra. Nienawidzę tej galarety, ale sam to sobie zrobiłem zbyt szybkim odchudzaniem. Życiowej formy już nie zrobię, ale trochę dopracować na pewno można. Pierwsze kroki są najgorsze, potem jakoś powinno polecieć.

A co do tego telefonicznego umawiania się, to chyba trochę przesadziłem. Fakt, nie lubię tego robić i jak mogę, to piszę. Jak mam gdzieś zadzwonić, to myślę o tym wcześniej i jest pewien stres, ale jak już się przełamię i wybiję numer, to zawsze idzie gładko. Zawsze. Nie przypominam sobie, żebym miał kiedyś jakiś przypał związany z rozmową przez telefon. Tym bardziej, że sam lubię swój głos, słyszałem często, że mam radiowy, więc jak rozmawiam z kimś miłym, to potrafię złapać "flow" i leci to dość dobrze.
Odpowiedz
#26
Tylko uważaj, żeby znowu się na zbyt dużym kroku nie wyłożyć. A jak się wyłożysz, to pamiętaj, że to efekt błędnego planowania i zbyt dużej rzeczy na początek, a nie tego, że "się nie da".
Odpowiedz
#27
Zdaję sobie sprawę, z tym, że ten krok wcale nie jest taki duży. Już mi się zdarzało mieszkać samemu, ale praktycznie zawsze na tyle blisko, że mogłem wracać co tydzień lub co dwa tygodnie. Ostatecznie dawałem się przekonać, albo sam wyuczonymi, nieświadomymi odruchami sabotowałem swoją samodzielność, że ostatecznie wracałem do matki. Uświadomienie sobie, co się aktualnie dzieje ze mną jest bardzo pomocne.

Niedługo zbliża się kwiecień, czyli miesiąc moich już tradycyjnych wyjazdów na 2-4 miesiące zagranicę, żeby potem z tej kasy żyć resztę roku. Miałem już nie jechać, w październiku zacząłem studia zdalne, ale widzę, że ciężko mi idzie nauka. Może to faktycznie przez stres się uwsteczniłem. Dlatego myślę nad wzięciem dziekanki i wyjazdem ten ostatni raz. Okres wyjazdu jest dla matki strasznie trudny do zniesienia, ale okazuje się, że jak trzeba, to poza jęczeniem i płakaniem jednak daje sobie radę. Rozmawiałem dziś z jedną firmą i mogę jechać 1 kwietnia do pracy przy warzywach do Szwajcarii. Nigdy tam nie byłem, więc to dla mnie też byłoby pokonanie jakiejś bariery, ale już jeździłem w nieznane miejsca w różnych krajach i zawsze - pomimo potęznego stresu - wszystko było dobrze. Generalnie nigdy nie dzieje się to, czego się tak panicznie boję i wiem, że to tylko wyuczone reakcje organizmu. które każą mi uciekać za wszelką cenę.

Matce bym nawet nie powiedział od razu, że jadę zagranicę, a gdzieś na jakieś szkolenie na 2-3 tygodnie. I dopiero po czasie by się wydało. Już raz tak zrobiłem i choć było ciężko, a ja miałem potężne poczucie winy, to ostatecznie poszło dobrze. Poza tym to byłyby pierwsze święta, które spędziałaby sama. I to byłby dla niej duży test.

A ja, już tam na miejscu, jeśli oswoiłbym się z robotą, to może dałbym radę na spokojnie zacząć sie uczyć angielskiego choćby z Duolingo czy innych apek, żeby później ruszyć dalej z nauczycielem. Natomiast jest rzecz, która musiałaby różnić ten wyjazd od poprzednich. Praktycznie zawsze po zakończeniu pracy wracałem do matki. Obiecałem sobie, że odpocznę te 2 tygodnie i zacznę szukać pracy gdzieś dalej. To się nigdy nie sprawdzało. Upupianie osiąga wtedy level max, ja przyzwyczajam się do wygody i bycia leniwą kluchą i zamiast 2 tygodnie leci pół roku. Dlatego musiałbym wynająć sobie coś swojego zaraz po powrocie i od razu się wprowadzić, a mając odłożone więcej kasy czułbym się lepiej zabezpieczony. I w tym właśnie widzę ten najważniejszy krok.

Myślę, że na tym skończę takie szczegółowe opisywanie, żeby nie robić z tego miejsca pamiętniczka, a wypisywać jedynie najważniejsze działania i ich efekty, żeby może ktoś inny miał z tego ewentualnie pożytek. Pomogliście mi panowie trochę to uporządkować, mimo iż moje dylematy nie były związane bezpośrednio z chorobą lub suplami. Nie rozpowiadam o swoim życiu praktycznie nikomu, bo każdy ma swoje problemy, ale spojrzenie kogoś z boku, a szczególnie obcego, jednak się przydaje. Mimo iż zdaję sobie sprawę, że moje wypowiedzi na pewno nie są całkowicie pozbawione stronniczości i być może moja matka przedstawiłaby pewne sprawy nieco inaczej. Nie wiem.
Odpowiedz
#28
Jeszcze historia z życia, która mocno zmieniła całe moje podejście do siebie i świata.

Wpadam na domówkę do zioma, kolo taki no... jak to mówią w anglojęzycznych, not the sharpest tool in the shed, kiedyś mnie zapytał, czy mózg to miękki mięsień, co boś z biologii kojarzy, że mięśnie są twarde i miękkie. No ale ogarnia życie, pracuje w wyuczonym zawodzie, gdzie są całkiem rozsądne stawki.

Nowo wyremontowane mieszkanie, kupili sobie z konkubiną (już chyba trzecią, no ale to inna historia). Pokazuje na gładź na ścianach, ja podchodzę i pierwsze co "o, tu nierówno, tu można lepiej". A gość z szerokim uśmiechem na pysku, do swojej kobiety "O, widzisz, on taki jest, nie potrafi się cieszyć z kimś, a to dlatego, że jego matka taka jest, on jest taki jak ona". Kilka dni potem do tyłu chodziłem, jak to próbowałem ułożyć w głowie i ogarniałem, że faktycznie znakomita część moich rozmów z ludźmi to krytykowanie wszystkiego, co tylko zrobią czy powiedzą.
Odpowiedz
#29
To chyba tak jest, że jak ktoś jest, dajmy na to, długo sam, to zaczyna kolekcjonować różne dziwactwa i przyzwyczajenia, w tym też te skopiowane od swoich rodzicieli.

Trudno jest spojrzeć na siebie z boku i je wyłapać. Zaczynam pisać dziennik, żeby nie spamować publicznie szczegółami że swojego życia, a jednoczenie sprawdzić, czy taka autoanaliza faktycznie rzuca nowe światło na własne postępowanie.

Można się też nagrywać w różnych sytuacjach, nawet ustawiając kamerę na siebie na przykład podczas rozmów przez telefon, żeby ocenić i ton głosu i reakcje ciała. Tylko pytanie, czy człowiek podświadomie nie zachowuje się inaczej gdy wie, że jest nagrywany.

Kiedyś ktoś pytal mi się, czy kuleję. Powiedziałem, że nie wszystko ok. Potem te pytania się powtarzały od innych, myślałem, że jakieś ploty na mój temat rozpowiadają. W końcu do mnie dotarło, że z moim chodem faktycznie coś musi być nie tak, może jakieś mocno zaciskane mięśnie, przez co chód jest sztywny. Do dziś nic z tym nie zrobiłem, ale rozumiem już, że coś jest na rzeczy i warto słuchać innych, bo nie zawsze są to złośliwe uwagi. 

Właśnie taki feedback, jaki dostałeś od drugiej osoby w sytuacji zupełnie naturalnej, jest najbardziej pożądany i ma największą siłę rażenia. Ostatecznie można też ćwiczyć i nagrywać różne sytuacje z jakimś coachem, ale nie jestem przekonany do ludzi, których skuteczności i kompetencji w żaden sposób nie można zweryfikować.
Odpowiedz
#30
Pozwólcie, że zapytam jeszcze coś, tym razem bardziej medycznego, ale bez zakładania nowego wątku, żeby nie robić bałaganu. 

Wielokrotnie zrzucałem wagę przy pomocy środków chemicznych połączonych z ćwiczeniami na rowerze stacjonarnym. Traciłem całkiem spektakularnie nagromadzony tłuszcz, ale nigdy nie udało mi się całkowicie wplaszczyc sobie brzuch. 

Niezależnie od tego, ile dorzucałem do pieca (co można brać prawie dosłownie), zawsze zostawała mi niewielka oponka zaraz pod pępkiem a także "boczki" przy gościach miednicy, a w zasadzie lekko z tyłu.

Zastanawiam się, co może być tego powodem. Moja maksymalna waga wynosiła 90 kg, minimalna 70 kg. Obecnie 75 kg. Czy to może być nadmiar skóry? Mam wątpliwości, bo wahania wagi nie były aż tak duże, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że mam 195 cm wzrostu.

A może to woda podskórna, na przykład przez zbyt dużą ilość soli w pożywieniu. Albo po prostu osłabione i mało rozwinięte mięśnie, które nigdy nie były trenowane, przez co nie mogą estetycznie utrzymać tej galarety. Jak się napinam, to boczki znikają i pojawiają się te bruzdy, na które chyba się mówi "pas Adonisa", ale oponka pod pępkiem nadal wystaje.

Wiem, że bez siłowni i na przykład sportwo walki, które rozwiną cała muskulaturę skupianie się na brzuchu w tej sytuacji nic nie da, ale chętnie bym usłyszał, co można z tym zrobić, żeby w przyszłości się pozbyć. Przyznam, że galareta na brzuchu, nawet gdy ogólnie jestem bardzo szczupły, jest dla mnie dużym dyskomfortem. 

Druga rzecz, to mgła trudność w nauce. Tomakin wspomniał już, że to kwestia stresu i zapewne tak właśnie jest. Pewnie dobrze byłoby to naprawiać medytacją i technikami relaksacyjnymi. Choć oczywiście mam chwile, gdy mnie to niepokoi nieco bardziej. Trudności w zmobilizowaniu się do nauki programowania i języka to efekt wyuczonej prokartynacji. 

Siedzę nad Duolingo i nie pamiętam, co robiłem wczoraj. Umysł ucieka myślami wszędzie, chęć odpalenia YT i oglądania głupot, a robienia reszty później jest duża (a potem stres, że nie wyrobię się, przez co idzie jeszcze gorzej). Trudno mi się płynnie wypowiadać, nawet gdy gadam sam do siebie.

Kiedyś tak nie było. Nie sądzę, żeby dopadła mnie już jakąś degeneracja mózgu w tym wieku. Redukcja stresu plus zmiana wyuczonych schematów myślenia na pewno pomoże w jakimś, ale czasem zastanawiam się, czy leki podawane w przypadku ADHD, jak Adderall lub Medikinet faktycznie mogą pomóc. Wiem tyle, ile przeczytałem kiedyś na Pubmedzie I Sci-Hubie, ale wątpliwości zostały.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości